O tym, że odludzie można znaleźć niespodziewanie blisko, a także o podatku, który bardzo wiele zmienił, stronach świata, dużych oknach, modernie oraz niektórych warszawskich biurowcach z architektem Markiem Biskotem rozmawia Marek Żelech
W pewnym momencie naszej rozmowy wspomniał Pan o tym, że strony świata odgrywają ważną rolę w projektowaniu.
Zorientowanie budynku względem drogi jaką odbywa słońce po nieboskłonie ma kapitalne znaczenie dla komfortu użytkowania domu. Pewne rzeczy są natomiast, z mojego punktu widzenia, wręcz niedopuszczalne! Nie zdarzyło mi się, na przykład, abym kiedykolwiek zaprojektował wyjście do ogrodu skierowane na północ. Często mawiam, że technika oraz pieniądze mogą bardzo dużo, ale nie mają wpływu na to skąd świeci słońce. A, tak jak już wspomniałem, słońce jest w architekturze bardzo ważne! Bardzo! Daje światło i energię. Dzięki ich wykorzystaniu można zaoszczędzić sporo pieniędzy. Zasada jest taka – na północnej elewacji należy unikać przeszkleń, ona powinna być „pancerna”. Najważniejsza jest natomiast strona południowa. Zimą słońce wykonuje krótki „spacerek” po niebie, a wówczas tylko południowa elewacja zostaje oświetlona i ogrzana. Tak jest przez aż dwa miesiące w roku! W okresie letnim dołączają jeszcze strona wschodnia i zachodnia. Warto pokusić się o spożytkowanie owej darmowej energii.W domu, o którym rozmawiamy większość okien sięga do poziomu podłogi. Część z nich jest otwierana, część nie. To chyba nie ułatwia zatrzymania ciepła w budynku?
Przeszklenia są obecnie tak dobrej jakości, a ich producenci stosują takie technologie, że ucieczka energii jest najmniejszym problemem. Ale w związku z oknami pojawia się inny aspekt. Chodzi o intymność. Wielkie okna to jedno z tych rozwiązań, z którym nie wszyscy czuliby się dobrze. Dlatego, też zanim zaprojektowałem wielkie okna, najpierw uświadomiłem inwestorowi wszystkie za i przeciw. Podjął decyzję, że chce mieć przeszklenia do podłogi. I była to decyzja świadoma. Kiedy natomiast opowiedziałem o tym pomyśle mojej córce, dla której również projektowałem wówczas dom, to usłyszałem, że ona nigdy w życiu nie zdecydowałaby się na podobne rozwiązanie. Usłyszałem, iż byłoby ono dla niej krępujące. Kiedy argumentowałem, że wokół domu można przecież posadzić krzaki i odciąć się w ten sposób od ciekawych spojrzeń osób postronnych... Usłyszałem, że to nie ma znaczenia. Dom z oknami do ziemi dla mojej córki był nie do zaakceptowania. Uogólniając, moim obowiązkiem jest uświadomienie klientowi tego, że w architekturze jedna decyzja pociąga za sobą szereg innych oraz tego, iż przeważnie otrzymuje się coś za coś.REKLAMA:
Wróćmy jeszcze na chwilę do sprawy wysokiego komina przy krawędzi dachu. Czy nie obawiał się pan zarzutu, że takie rozwiązanie jest dziwaczne?
Nie, nie obawiałem się. A to dlatego, że wcale dziwaczne nie jest! Chciałem natomiast, aby inwestor zdawał sobie sprawę, że wiele razy usłyszy uwagi w stylu: tak się nie robi, tak nie powinno być, to złe rozwiązanie, komin powinien być w wyższej części dachu. Ludzie wygłaszający podobne sądy, często nie zdają sobie nawet sprawy, że ich wzorce estetyczne, wcale nie mają charakteru obiektywnego. Często są zdeterminowane, przez historię. A komin blisko kalenicy jest jednym z typowo polskich przyzwyczajeń.Dobrze usłyszałem, wspomniał pan o historii?
Tak! Preferowanie komina usytuowanego w centralnej części dachu nie jest wynikiem jakichś obiektywnych zaleceń architektonicznych, czy też estetycznych. To tylko „echo” podatku pobieranego przed setkami lat. Dzisiaj o owym podatku zwanym podymnym, nikt już prawie nie pamięta, ale przyzwyczajenie i tradycja są silniejsze. Kiedyś zadaniem murarza było takie kombinowanie, aby z kilku potencjalnych kominów zrobić taką wiązkę, która na dachu będzie kominem pojedynczym. Przez wieki nie budowano inaczej i dlatego dom z kominem w ścianie szczytowej dla wielu ludzi wygląda obco, nieładnie... Tymczasem w krajobrazie angielskim lub francuskim jest to norma. Zachowania estetyczne i przestrzenne człowieka... To bardzo ważny aspekt projektowania! Aspekt którego nigdy nie pomijam i bardzo się nim interesuję. Jeśli ktoś ich nie uwzględnia, to bardzo łatwo może popełnić błąd. Trzeba bardzo uważać i dostosowywać swoje propozycje do upodobań inwestora. Każde z nich ma bowiem jakąś, mniej lub bardziej widoczną przyczynęProszę opowiedzieć o domu-zabawce.
Przede wszystkim jest to budynek niewielki. Raptem sto trzydzieści metrów kwadratowych powierzchni użytkowej. Na parterze mieści się część społeczna. Składa się na nią salon z pięcioma dużymi oknami (tylko jedno z nich jest jednocześnie wyjściem do ogrodu), w drugim ramieniu greckiego krzyża znajduje się kuchnia i jadalnia, w trzecim usytuowane są: gabinet oraz łazienka, garderoba... Czwartym ramieniem krzyża jest portyk wejściowy. Muszę powiedzieć, że nie byłem pewien, czy takie rozwiązanie, które nieco przeskalowuje cały dom, znajdzie uznanie w oczach inwestora. Tymczasem klient był bardzo zadowolony. Uznał zaproponowane przeze mnie rozwiązanie za rodzaj prześmiewczego cytatu z historii architektury... Niby jest portyk, ale bardzo, bardzo dziwny. W centralnej części krzyża znajdują się schody. Piętro jest zaprojektowane w bardzo prosty sposób – korytarz i sypialnie – dwie z nich z oknami w ścianach szczytowych... Jest też niewielka łazienka. Przy okazji drobna uwaga o charakterze warsztatowym. Unikam dzielenia wzdłuż kalenicy pomieszczeń znajdujących się na szczytach budynku. Uważam że takie rozwiązanie niszczy nastrojową przestrzeń jaka tworzy się na poddaszu. Wspominałem już, że dom ma konstrukcję szkieletową. Technologia jest bardzo prosta. Na betonowej ławie fundamentowej zbijane są, z odpowiednio zaimpregnowanych desek, ramy-drabinki. Zestawia się je następnie w dłuższe ciągi i zesztywnia płytą OSB od zewnątrz. Przestrzenie pomiędzy słupkami wypełnia się instalacjami oraz ociepleniem. W tym wypadku jest to wełna mineralna. Od wewnątrz układana jest następnie paroizolacja, która zapobiega zawilgoceniu wełny, a następnie płyty gipsowo-kartonowe. Na płycie OSB przed ułożeniem płytek elewacyjnych rozpinana jest natomiast wiatroizolacja. Jeżeli chodzi o wzornictwo związane z wnętrzem... Bardzo szybko poznałem gust inwestora. Już po kilku rozmowach wiedziałem, że w nowym domu królować będzie prostota, dobry smak... trochę będzie w tym wszystkim modniactwa, ale takiego stonowanego, a nie typowo żurnalowego.A jak to się dzieje, że architekt wie takie rzeczy?
Przede wszystkim po reakcjach inwestora. Często jest tak, że klient chcąc objaśnić swój punkt widzenia oraz swój gust, posługuje się przykładami. W erze Internetu jest to niezwykłe łatwe. Kilka kliknięć i już można pokazać, co uznaje się za atrakcyjne i warte uwagi. To między innymi dzięki temu, już w fazie projektowania wiedziałem, że w pomieszczeniach domu, o którym rozmawiamy dominowała będzie biel. Chociaż... Nie wszystko da się przewidzieć do końca. Zaskoczyło mnie na przykład to, że inwestor zdecydował się na ciemne schody.Często podkreśla Pan, że warto zajrzeć na pańską stronę internetową. Tymczasem strony www. to dzisiaj norma. Dlaczego zatem warto odwiedzić Pańską?
Skonstruowałem ją w sposób bardzo świadomy. Za żelazną zasadę przyjąłem to, że prawo obecności mają na niej wyłącznie fotografie zrealizowanych, ukończonych domów. Nie ma natomiast miejsca dla tak zwanych wizualizacji. Może więc materiał ilustracyjny na www.biskot.pl nie ma klasy zdjęć żurnalowych... Na pewno nie ma! Ujęcia nie są doskonałe, czasami coś leży krzywo, jest zbędne... albo wąż ogrodowy w żółtym kolorze psuje kompozycję barwną... Ale owe fotografie mają jedną niezaprzeczalną zaletę, są prawdziwe. Nie stworzył ich program komputerowy. Te domy stoją naprawdę. Żyją w nich ludzie. Uważam, że moje doświadczenie oraz pokaźna ilość realizacji są gwarancją dla klientów. Gwarancją tego, że dostaną dokładnie to, czego oczekują. A zatem bezpieczny dom na miarę swoich marzeń. Dom, który będzie tylko dla nich – jedyny, niepowtarzalny. Proszę również zwrócić uwagę na bogactwo propozycji, które przedstawiam oraz ich różnorodną stylistykę. To dodatkowa informacja dla inwestorów. Ja nie działam w stylu, osławionego producenta samochodów, który oferował swoim klientom auto w dowolnym kolorze pod warunkiem, że będzie to kolor czarny. Jestem w stanie zaspokoić różne gusty. Dla jednego inwestora piękny jest wyłącznie dom parterowy, dla drugiego tylko piętrowy. Ktoś chce mieć dworek, ktoś inny minimalistyczną „kostkę”. Przekaz jest prosty, jeśli umówimy się z klientem na określoną stylistykę, to projekt, który ode mnie otrzyma, będzie ową stylistykę reprezentował.A czy są jakieś wymagania inwestorów, z którymi nie jest Panu po drodze? Chodzi mi głownie o upodobania estetyczne.
Ważne jest, aby projektant tworzył architekturę dobrą. Zgodną ze sztuką projektowania. Natomiast style, czy też stylizacje to rzecz... powiedzmy nie pierwszoplanowa. W ramach każdej z nich można zrobić dobrą, albo też złą architekturę. Jest taka książka Czesława Bieleckiego „Pochwała eklektyzmu”. W pełni zgadzam się z tezą zawartą w tytule. Współczesny świat jest skazany na mieszanie różnych stylów. Co więcej w wyniku tego procesu rodzą się rzeczy naprawdę ciekawe. A skoro tak, to znaczy, że nie można arbitralnie orzekać, iż jakiś rodzaj wzornictwa architektonicznego jest dobry, a inny zły. To nieporozumienie. Na co dzień jesteśmy świadkami mieszania się różnych wzorów. I bardzo dobrze! Proszę jednak nie oczekiwać, że wzorem jakiegoś celebryty zacznę teraz mówić, iż dom z kolumienkami jest passe, a minimalistyczny to wręcz kwintesencja dobrego smaku. Wszystko zależy od kontekstu. Tego rodzaju spojrzenie na architekturę jest zdecydowanie zdrowsze, niż szukanie na siłę wzorów dobrych i wzorów złych. Nie zmienia to oczywiście faktu, że bardzo cieszę się, kiedy mam okazję pracować z klientem marzącym o domu nowoczesnym, a zatem o czymś, co lubię. Cała sztuka polega jednak na tym, aby posiąść umiejętność, dobrej oraz fachowej współpracy z ludźmi, którzy preferują inne wartości estetyczne. Architekt nie jest od oceniania, tylko od projektowania funkcjonalnych domów, w których ludzie znajda spokojną życiową przystań. Moje zadanie polega na zrobieniu dobrej architektury w takiej konwencji, jakiej życzy sobie klient. To nie stylizacja decyduje o wartości architektury, tylko niezwykłe i nie do końca definiowalne połączenie tego, co praktyczne, wygodne oraz preferowane przez daną osobę.Na pańskiej stornie można odnaleźć bardzo ciekawy przykład modernizacji starego domu sprzed kilkudziesięciu lat, którego wzornictwo trąciło już myszką. Powstał budynek, który przyciąga wzrok przechodniów. Można powiedzieć, że mamy do czynienia architektoniczną wersją Kopciuszka. W tym przypadku to pan odegrał rolę dobrej wróżki.
Bardzo lubię takie wyzwania. Kiedy człowiek widzi zdjęcia budynku przed i po modernizacji, to czuje, że jego praca ma sens. Zmiana, o której mówimy jest naprawdę spektakularna. I warto ją prześledzić na ilustracjach. Pierwotna bryła była bardzo popularna w latach 70. To zresztą nie był zły projekt, ale... tak jak pan powiedział, jego czas już minął. Po części dlatego, że był powielany zbyt często. Tak często, że po prostu opatrzył się i spowszedniał. Inwestorzy – kupcy, którzy przenieśli się do podwarszawskiej miejscowości ze stolicy, chcieli uwspółcześnić nieco bryłę budynku. Szczególnie, że w otoczeniu sporo było domów... o charakterze reprezentacyjnym. Człowiek ma w sobie coś takiego (i słusznie!), że nie chce, aby postrzegano jego osobę, a w tym przypadku jego dom, jako coś przeciętnego. Każdy z nas chce być chociaż trochę oryginalny, niepowtarzalny. To naturalne. Bardzo szybko osiągnąłem z inwestorem konsensus, że trzeba zrobić wszystko, aby zatrzeć ślady pierwotnej bryły. I to udało się to doskonale. Każdego, kto chce zobaczyć efekty zapraszam na moją stronę. Zresztą... Może będzie jeszcze okazja porozmawiać na ten temat, bo historia owej modernizacji warta jest szczegółowego omówienia. Zmian było sporo, zarówno na zewnątrz, jak i wewnątrz.Jaka jest architektura, która nas otacza?
Przedmiotem naszej rozmowy są domy, a nie miasta, a zatem poprzestając na tej skali... Kiedy leci się samolotem z Zachodu do Polski, to po przekroczeniu granicy daje się zaobserwować, że zabudowa staje się rozwleczona. W krajobrazie naszego kraju można dostrzec silne piętno wiejskie. Tylko proszę mnie dobrze zrozumieć... to nie jest element oceny, tylko element opisu. Rozłogi pól, które często powstały kilkaset, a czasami nawet tysiąc lat temu, bardzo często przesądzają o układzie ludzkich siedzib. I to nie dotyczy wyłącznie terenów stricte wiejskich. Zbliżając się do Warszawy od strony południowo-zachodniej, czyli od strony Janek można zaobserwować ciekawe zjawisko. Przy obecnej granicy miasta wiele nowoczesnych biurowców renomowanych światowych firm, stoi w taki sposób, że dokładnie można zaobserwować dawny podział gruntów. Pozornie niewiele z tego wynika, ale tylko pozornie. Nie wiem, czy ktoś policzył ile pieniędzy wyrzucono na dociąganie prądu oraz innych mediów do budynków w nadmiernie rozproszonych, rozciągniętych miejscowościach naszego kraju. Wbrew pozorom nasze tradycje miejskie są bardzo wątłe. Polak to przecież albo potomek kmiecia, albo szlachciura.A czy owe wiejskie tradycje mają również wpływ na wybory dokonywane przez inwestorów? Czy nasze pochodzenie ukształtowało również nasze upodobania?
Tak jak wspomniałem, inne nacje radzą sobie znacznie lepiej z ideą miasta. Ale nie popadajmy w ton pesymistyczny. To się poprawia i to w tempie, które nawet mnie wprawia w zdumienie. Pomimo obciążeń historycznych, coraz lepiej radzimy sobie z przestrzenią publiczną. Podobnie jest z budownictwem indywidualnym. Tu również dużo się zmienia.Na przykład?
Kiedyś ludzie kontestowali starą, ośmieszoną, socjalistyczną „kostkę”. To był dom, o którym najpierw Polacy marzyli, a później go znienawidzili. A przecież, śledząc korzenie, doszlibyśmy do tego, że kanciasty domek z płaskim dachem made in PRL, jest czkawką po całkiem szacownym zjawisku jakim była międzywojenna moderna. Dzisiaj proste, minimalistyczne budownictwo wraca. Wracają płaskie dachy...
W jednym z wywiadów dostępnych w sieci, przedstawił pan dom, który nawiązuje do tamtego stylu.
To prawda, ja zawsze byłem zwolennikiem minimalizmu i „klocki” nie budziły mojego oporu. Nooo... Może ich masowość była trochę nużąca, ale wzornictwo, trudno byłoby zakwestionować.A co jest modne w architekturze domów jednorodzinnych teraz? No i oczywiście, co będzie modne za jakiś czas?
Obecnie prawdziwym hitem wśród projektów indywidualnych są kombinacje prostopadłościennych brył, z płaskim dachem i wielkimi przeszkleniami. A zatem wariacje na temat wspomnianej już moderny. Jest to już jednak moderna żurnalowa, a nie minimalistyczna. W naszych czasach ludzie stawiają na zdobienia, imponowanie bliźnim, szokowanie. Do takich zadań minimalizm po prostu się nie nadaje. A jeśli miałbym odpowiedzieć na drugą część pytania, tę dotyczącą przyszłości.... Sądzę, że w związku z tym, iż panuje moda na ekologię, to właśnie ona będzie kształtowała wzornictwo architektury przyszłości. Ale nie mogę w tym miejscu nie podkreślić, że we współczesnym świecie przewidywanie czegokolwiek jest bardzo trudne i obdarzone olbrzymim ryzykiem błędu. Dzisiaj świat naprawdę stał się globalną wioską, w której informacje przekazywane są z jednej do drugiej części świata z szybkością światła. Kiedyś, kilkaset lat temu, musiało minąć sporo czasu zanim nowe mody i trendy dotarły z Wiednia, Paryża czy Londynu nad Wisłę. Nawet jeszcze całkiem niedawno, w latach 60. musiały minąć dwa, trzy lata, zanim coś nowego dotarło do Polski. A dzisiaj? Dzisiaj jesteśmy na bieżąco. Przewiduję, że w związku z tym, przekora człowieka zwycięży. Zamiast, jak przewidują niektórzy, ujednolicenia pojawi się podział. Ludzie chcą być przecież oryginalni. W jednych regionach świata będą budować kopulaste domy z przezroczystego plastiku, w innych stwierdzą zapewne, że najlepiej jest zejść pod ziemię, a w jeszcze innych, że przyszłością budownictwa jest odpowiednio przygotowana słoma i inne materiały naturalne. Ekologia opanuje sporą część myślenia. Pojawią się systemy wielokrotnego wykorzystania wody, odzyskiwania energii... Sądzę, że to nieuniknione. Świat się tym interesuje i ku temu zmierza.Marek Biskot Ukończył studia w roku 1968. Początkowo projektował prefabrykowaną mieszkaniówkę, potem szpitale. Następnie zajmował się problemami urbanistycznymi w Instytucie Kształtowania Środowiska. W 1981 roku „z wielkimi nadziejami, z własnej, nieprzymuszonej woli” zaczął piastować urząd architekta gminnego w jednej z podwarszawskich miejscowości. W okresie stanu wojennego trochę wallenrodował, organizując na podległym sobie terenie magazyny czystego lub zadrukowanego papieru z podziemnego wydawnictwa CDN. Z Czesławem Bieleckim połączyła go również firma DIM 84. Obecnie na rynku projektowania działa samodzielnie. |
A co poradziłby Pan inwestorom, którzy stoją przed dylematem, czy zdecydować się na projekt katalogowy domu, czy też wybrać projekt indywidualny?
Powiedziałbym im przede wszystkim... Nie dajcie się nabierać. Miejcie na uwadze, że wszystkie te projekty, które sprzedaje się jako „gotowce” z katalogów, są w swej istocie towarem. Zwykłym towarem. Ktoś, kto tworzy tysiąc dwudziestą szóstą wersję pseudodworku, albo innego wzoru, wcale nie ma na uwadze waszego dobra. On tworzy po prostu kolejny towar. Tak jak w prasie popularnej najlepiej sprzedaje się golizna, ale trzeba wynajdować ciągle nowe modelki, tak na rynku projektów gotowych, bez przerwy powstaje „coś nowego”, chociaż tak naprawdę to nic nowego nie jest. To jest naprawdę dokładnie to samo! Tylko towar jest nieustannie przepakowywany. Dom wzniesiony według projektu indywidualnego, będzie lepiej dopasowany do swojego właściciela, a ponadto... inwestor odnajdzie w nim więcej prawdy oraz piękna. Taki budynek powstaje przecież jako wynik wielogodzinnych rozmów, a czasami zażartych dyskusji oraz twórczego fermentu. A na dodatek... taki dom może być tańszy!Rzut parteru
Rzut piętra
Tańszy?
Oczywiście. Przecież prawo zdejmuje z twórców, a właściwie trafniej byłoby powiedzieć: producentów projektów gotowych, odpowiedzialność za projekt i przerzuca ją na architektów adaptujących. Mówiąc najprościej ktoś, kto nie odpowiada za to, jak będzie sprawował się dom-gotowiec, nie ma interesu, a najczęściej również chęci, przejmować się kieszenią inwestora.Dziękuję za rozmowę.
Zdjęcia: Marek Biskot - archiwum
Zobacz 1 część artykułu: KLIKNIJ: Płytki włóknisto-cementowe, czyli dom-zabawka cz. 1
Zobacz GALERIĘ zdjęć: KLIKNIJ: Galeria zdjęć - Płytki włóknisto-cementowe, czyli dom-zabawka
REKLAMA:
REKLAMA:
Źródło: Obud.pl